Odpalał jeff’a, wpadł by to zrobić z kobietą do…
Dym mu twarz oblewa, gdy nagle dostaje telefon od zgreda
Chyba coś nie tak, wstaje, żegna się i wybiega
Dyskretnie, by nie przysparzać zmartwienia, od gospodarza przedłużacz pobiera
Wsiada, zna to, dziś to nowa przygoda jest z inną brygadą
Zgred siedzi z przodu – prowadzi, jadą, pyta co wnosi, on mówi: “baton”
Pasażer za to, co jeszcze nie zna go, obraca w uśmiechu się, w ręku z szablą
Mówi, że poderżnie tym komuś gardło, on przejrzał się w ostrzu i zapytał co padło
Dojechali na miejsce, zgredzik objaśnić zdążył z grubsza więcej
W nocy włamanie było na posesję, nie na magazyn jednak, całe szczęście
Pod plandekami stało na podjеździe, jedna z trzech palеt się zmieniła w powietrze
On parę razy mowił im, że tak tu będzię, no bo sami wyjebali, to co było tu wcześniej
Tej nocy nie spali, czatowali na lisa, ale się nie pojawił
Gdy nastał poranek się do pracy zabrali, by skończyć produkcję i przenieść kranik
Urwanie bani, by tak przez głupotę wtopić pół bani
Teraz ze zgredem lecą szukać lokali, ten jeden od szabli wraz z drugim zostali
I przyjechali z rana, brama otwarta, kłóda zerwana
Zwroty zniknęły, zgred mówi: “Dramat”, chociaż drzwi na magazyn blokuje sztaplara
Idą na górę, gdzie na front jest okno, mieli pilnować całą noc podobno
Dalej pilnują bajerząc zdatkowo, nikt z nich nie pojmuje, jak to zdołali pierdolnąć
Stało się, pękło, młody ze starym wiedzą tylko jedno
W nocy magazyn im wrócą i jebną, odpalają kontakty i dzwonią do Perton
Gra, jest szybki respond, herszt innej bandy im dzwoni, że będą
Przyjechała gwardia doborowych złodziei, z ziemi co wydała na świat najlepszego z DJ’i
Zgred wprowadza brygadę, młody w tym czasie wymienia zamek
Masywną kłódę od zewnątrz na sztabę, gdy kątem oka ma kontakt z vanem
Jest jak ninja – skoczny, leci przez bramę, jak cień – niewidoczny
Luka przez szparę, czy to nie patrol nocny, bo dość podejrzanie w ich stronę się toczy
Trzasnął ich po stanie fury, zwolnili, ściemnili w środku tury
A, że pod kątem nie było ich widać z góry, no to pobiegł dać cynę tam reszcie grupy
Na górze grupa trwa w półokręgu, centrum uwagi – maczeta w ręku
Czujnością się chwali, dostał ściskoszczęku, gdy za jego plecami van sunie po ciemku
Spojrzeli po sobie, nie mówiac słowa brechy w dłonie
Idą po schodach, “Ej, co jest?”, ten od maczety zawołał, dobiegł
Słyszą zza furty otwarcie vana, jedno szczęknięcie i kłóda spada
Patrzą po sobie, się rozsuwa brama, wychyla łeb zza niej, no to łup w nią chama
Atak – lecą po kolei, żeby połamać ich nim się rozbiegli
Jeden dał złapać się w balachy kolegi, drugi okłada, z ryja robi mu Pekin
Ten typ od szabli wybiegł ostatni, wyciął im z vana jeszcze kilka kabli
Unieruchomił, by nie mogli odpalić, nie próbowali, woleli podpalić
Gratulowali se nawzajem sukcesu, gdy od strony placu buchnęła, jak w hucie
Obok magazyn dokłada stresu, bo jest łatwopalny, tak mówiąc w skrócie
Zaklął dwa razy w myślach swych zgredziu, zaś krzyknął na głos wszystkim, by uciec
Skacząc ze skarpy i z kontenerów, bo za moment tu jebnie, jak port w Bejrucie
Torami doszli do miejskiej stacji, zgięci przy ziemi, jak surykatki
Ktoś wsiąka na peron, oni też przy okazji, w tłum szybka wtopka, psy w konsternacji
Obciąć stan lokacji, wrócili rano, wrak stał po akcji
Młody się wdrapał po kondygnacji, magazyn nietknięty, nawet nikt nie sprawdził
Powrót do operacji, panika wynik z dezinformacji
Mają tydzień odstępu nim wrócą sprawcy zamętu, powinno im czasu starczyć
I tak wszyscy tyrali na tej beczce prochu 24/7, aż do ich powrotu
Wyrobiliby z tematem się bez kłopotu, ale na jednej zmianie było chlanie znowu
Siódmy wieczór zapada, gratulowała se nawzajem brygada
Tirem dostawczym to wszystko spada do innej lokacji z samego rana
Wtem świętowanie im przerwał hałas, to znowu ci dranie, zgred się załamał
Jak w ręku z zegarkiem, historia ta sama, maczety, kastety i cepy Van Damme’a
Na wszystko gotowi jedni i drudzy, nikt nie ustąpi
Frontem nie wejdą, bo będzie po nich, więc próbują podejść ich z innej strony
Krzyczy im z góry, widzi kilku koni każdy się zbliża, trzyma coś w dłoni
Zanim zdążył zdradzić jaki rodzaj broni, wleciał pierwszy molotov i zaraz pieć po nim
Find more lyrics at westlyrics.com
Disclosure: As an Amazon Associate and an Apple Partner, we earn from qualifying purchases
Wojtas – Mój hajs
Dialektyka – Ta chwila
HOD 2.0 Lyrics English
He fired Jeff, he came to do with a woman to …
Smoke his face is walking when he suddenly gets a phone call from Multiple
I think something wrong, it gets up, says goodbye and run out
Discreetly, not to worry, from the host extend the extension cord
Board, know this, today this new adventure is with a different brigade
Grated sitting in front – leads, go, asks what he brings, he says: “Baton”
A passenger for what he does not know him yet, he turns into a smile, in his hand with a saber
He says that someone’s throat, he looked in the blade and asked what fell
They reached the place, Knędzik explained from roughly more
At night, the burglary was on the premises, not on the magazine, however, all the lucky
Under the tarpaulins, it happened on a conception, one of the three pals has changed into the air
He told them to tell them that they would like that, because they were leaving, what was here before
They did not sleep that night, they chatted on Lisa, but he did not appear
When the morning came to work, they took to finish production and transfer the tap
Pumpkin Bani, so that by stupidity, blend half-pumpkins
Now they are flying with a root to look for premises, this one from the saber along with the other was
And they came from the morning, an open gate, quarrel quarrel
Returns disappeared, Rred says: “Drama”, although the door on the magazine blocks the stacker
They go to the top, where the window is on the front, they were supposed to look after the whole night apparently
Next, they look after harvesting, none of them understand how they managed to f#ck
It happened, broke, young know only one old one
At night, the magazine will come back and f#cking, they fire contacts and call Perton
Game, it’s a quick responde, herpet of another band calls them that they will be
A guards of choice of thieves came, from Earth, which issued the world’s best from DJ’i
Grind introduces a brigade, the young at that time exchanges the castle
A massive log from the outside to the staff when the eye contact with the van
It’s like a ninja – a skinny, flies through the gate, like a shadow – invisible
Luka through the pencil, or not a night patrol, because the suspiciously takes to go to them
He slamed them from the condition of the cart, they fired, darkened in the middle of the tour
And that at the angle they were not visible from above, then he ran to give tin there the rest of the group
At the top, the group lasts in a semi-circle, attention center – a machete in hand
Vigilant is praising, got a crummy, when for his back van, after the dark
They looked after himself, not saying the words of Brute in his hands
They’re going up the stairs, “Hey, what’s?”, This from the machete called, he came out
They hear from behind the furty opening of a van, one break and quarrels falling
They look after each other, getting a gate, leaning down from behind her, no booty cham
Attack – they fly in turn to break them away from him
One gave to catch a colleague in Balach, the second blade, he does Beijing to him
This type from the saber ran out, cut out some cables from the van
He immobilized that they could not fire, they did not try to set up
They congratulated each other’s success when on the side of the square she burst, like in the smel
Next to the magazine, he adds stress, because it is flammable, so speaking in a nutshell
He swore twice in his thoughts of his robust, and he shouted everything to escape
Jumping from the escarpment and containers, because in a moment here, like a port in Beirut
Torami came to the city station, bending at Earth, like anti-cherry
Someone soak on the platform, they also on the occasion, in the crowd fast gentle, dogs in consternation
Cut the situation of the site, they returned in the morning, the wreck stood after the action
The young one climbed on the floor, the magazine intact, even nobody checked
Return to surgery, panic result from disinformation
They have a week of interval, they will come back the perpetrator of confusion, it should have enough time
And so everyone tirals on this punch barrel 24/7, until they return
They would have a topic without any trouble, but on one change it was swinging again
The seventh evening will fall, congratulated each other foreman
The delivery tire is all falling into a different location in the morning
Then celebrate them interrupted the noise, it’s again the b#stards, grinded
Like in hand with a watch, the same story, machetes, khunts and coils van damme
For everything ready one and others, no one will give
The front will not come, because it will be after them, so they try to approach them from a different side
He screams from above, he sees a few horses each one closer, he holds something in his hand
Before he could betray what kind of weapon, he flew first Molotov and immediately
Find more lyrics at westlyrics.com
Profus Lyrics – HOD 2.0